Gdzie jest Orkisz

Inne bajki dla dzieci

Gdzie jest Orkisz

– Chodźcie tu do nas na chwilę, zawołała mama Natalki i Bartka. Dzieci pobiegły do dużego salonu, gdzie czekali na nich rodzice. Usiedli oboje na dużym fotelu, z niecierpliwością i zaciekawieniem czekali co mama chce im powiedzieć. Rodzice mieli bardzo tajemnicze miny.
– Posłuchajcie, ja i tata, chcemy zrobić wam wielką i miłą niespodziankę. Dzieci natychmiast spojrzały po sobie, Natalia błyskawicznie zakryła rękoma buzię, robiąc wielkie oczy.
– Już wiem! Krzyknął Bartek.
– Dostaniemy nowe tablety!
– Nie, kochane dzieci, postanowiliśmy z tatą zrobić coś, o czym od dawna tak często rozmawiamy, chcemy spełnić wasze marzenie.
– Mamo mów szybciej! Niecierpliwił się Bartek.
– Otóż skarby nasze, jutro po obiedzie pojedziemy razem z wami… Do schroniska…
– Już wiem! Dzieci krzyknęły równocześnie. Będziemy mieli pieska! Wstali oboje robiąc śmieszne, dziwaczne miny, podali sobie ręce i zaczęli tańczyć w kółeczku. Po chwili podbiegli do rodziców rzucając się im na szyję.
– Spokojnie dzieciaczki – powiedział tata z bardzo poważną miną – już o tym rozmawialiśmy. Jesteście jeszcze dziećmi, ale pamiętajcie, że zwierzątko w domu, to nie tylko zabawa, to także obowiązek. Czy wiecie co to znaczy?
– Tak! Odpowiedzieli chóralnie.
– Chcemy mieć pieska i chcemy mieć obowiązek!
– Ale jakiego wybierzemy, małego, czy dużego? Zapytał z niedowierzaniem Bartek.
– Myślimy z tatą że weźmiemy młodego pieska, niezbyt dużego. Zgadzacie się?
– Tak! Znowu krzyknęli razem, po czym mama czule objęła ich oboje i odprowadziła do swoich pokoi. Nakrywając Natalię kołderką usłyszała tylko ciche westchnienie i pytanie córeczki czy to prawda, czy na pewno będą jutro mieli swojego pieska. Mama pocałowała ją w czoło i potwierdziła, że na pewno jutro tak się stanie.
– To ja chcę jak najszybciej zasnąć, żeby już było jutro. Usłyszała mama, po chwili wymknęła się z jej pokoju. Weszła na chwilę do Bartka który siedział na łóżku przeglądając jakieś strony na tablecie.
– Synku już późno, wyłącz to i kładź się spać. Rano wstajesz wcześnie do szkoły.
– Mamo, ja chciałem tylko wejść na stronę schroniska i zobaczyć jakie mają zwierzaczki.
– Nie powiedziałam wam tego, ale my z tatą już tam byliśmy dwa razy i wybraliśmy dla was bardzo ładnego i grzecznego pieska.
– Naprawdę?! A jak się nazywa?
Piesek się nie nazywa synku, tylko się wabi. To, jak będziemy na niego wołać, ustalimy jutro, wszyscy razem. A teraz śpij, jutro będzie fajny dzień. Mama poprosiła Bartka aby jak najszybciej wyłączył komputer i zgasił światło. Dzieci bardzo szybko zasnęły, chociaż w ich w głowach kłębiły się tysiące myśli.
– Mamusiu wiesz co mi się śniło? Spytała Natalka siadając rano na łóżku, przecierając oczy.
– Nie wiem córeczko, ale to było coś wesołego?
– Tak mamusiu, śnił mi się nasz piesek. Był taki mały, łaciaty i bardzo śmieszny. Ja już chcę tam pojechać!
– Pojedziemy na pewno. Uspokoiła ją mama.
– Przedtem musicie pójść do szkoły. My oboje z tatą dzisiaj wcześniej kończymy dyżury i postaramy się pojechać z wami do schroniska jak najprędzej. Natalia wyskoczyła z pokoju jak oparzona, pobiegła do łazienki i po kilku minutach siedziała w kuchni z całą rodziną. Mama przygotowała na śniadanie pyszne grzanki, które wszyscy zajadali ze smakiem i w pośpiechu. Bartek chodził już do trzeciej klasy, a Natalka do pierwszej. Oboje bardzo lubili swoją szkołę, swoich nauczycieli, koleżanki i kolegów.
– Mamuniu o której pojedziemy po naszego pieska? Rodzice spojrzeli po sobie pytająco.
– Kończymy pracę o czternastej, wrócimy do domu jak najszybciej. Po drodze zrobimy szybko zakupy, zbliża się weekend, chciałabym upiec wam coś dobrego.
– Tak mamo! – krzyknęła Natalka – mamy dzisiaj wielkie święto.
– Masz rację córeczko. Potwierdził tata uśmiechając się do mamy.
– Dotąd mieszkało nas tu czworo, od dzisiaj będzie nowy lokator, będzie miał fajny pyszczek i cztery łapki, mamy nadzieję, że szybko się z nami zaprzyjaźni. Dzieci uśmiechnęły się do siebie i do rodziców.
– Ale pyszne te grzanki z czego to zrobiłaś mamusiu? Spytała Natalia.
– Z mąki orkiszowej, bardzo zdrowej.
– A co to jest orkisz? Rzeczowo zapytał Bartek.
– To taka roślina, którą uprawiano tysiące lat temu. Mówiło się wtedy, że orkisz daje zdrowie i siłę. Wiecie co to są gladiatorzy? Spytał tata.
– Ja wiem – odparł Bartek – to tacy wojownicy, którzy kiedyś walczyli na arenach.
– Skąd ty to wiesz?! Spytała zdumiona mama.
– Czytałem o tym.
– Przecież wiesz, że nasz synek lubi czytać książki. To dobrze, chociaż w internecie też jest dużo ciekawych rzeczy, zdjęć i filmów. Zapamiętajcie dzieci, książki trzeba czytać! To kopalnia wiedzy.
– Już wiem! Krzyknęła Natalka i poderwała się z krzesła. Wszyscy spojrzeli na nią z zaciekawieniem.
– Co takiego córeczko? Zdziwiła się mama.
– Wiem, jak będziemy nazywać naszego pieska. Wszyscy czekali cierpliwie, aż wyjawi swoją tajemnicę. Trwało to kilka sekund, wreszcie Natalka dumnie krzyknęła – Orkisz! Rodzice roześmieli się, jak na komendę. Tata o mało nie udławił się kawą.
– Z czego się śmiejecie mamo – spytał Bartek zdziwiony – to bardzo fajny pomysł, mnie też się podoba. Po chwili mama wytłumaczyła dzieciom dlaczego to było takie zabawne.
– Córeczko ja wczoraj powiedziałam twojemu braciszkowi, że z tatą wybraliśmy już dla was pieska. Jest to piesek – chłopczyk, nie dziewczynka i to właśnie tak nas ubawiło. Czy wszyscy zgadzacie się aby nazywać naszego małego przyjaciela Orkisz?
– Taaaak! Cała rodzina głośno potwierdziła pomysł Natalki. Zjedli śniadanie i tata z mamą odwieźli dzieci do szkoły, która mieściła się niedaleko, dwie ulice dalej. Po lekcjach odbierała ich pani Wiesia, ich sąsiadka. Robiła to chętnie i bezinteresownie.
Rodzice, tak jak obiecali, wrócili z pracy wcześniej niż zwykle, dzieci czekały w domu z panią Wiesią, zniecierpliwione.
– Mamo, mamo, tato! Usłyszeli wchodząc do domu.
– Jedziemy po Orkisza?
– Tak dzieciątka, zaraz pojedziemy, zostawię tylko zakupy, a wy ubierajcie się. Natalka i Bartek szybko założyli buty i kurtki, stanęli pod drzwiami szepcząc coś sobie na zmianę, do uszu.
– O czym tak cicho rozmawiacie? Spytała mama, która była już gotowa do wyjścia.
– To taka nasza mała tajemnica. Powiedziała Natalka.
– Już idę! Usłyszeli z góry głos taty, który po chwili zbiegł po schodach.
– Gotowi?! Spytał przekornie, widząc ich zniecierpliwienie.
– Gotowi tato, jedźmy już. Podziękowali pani Wiesi za opiekę nad dziećmi i wszyscy razem wyszli z domu. Schronisko znajdowało się w innej dzielnicy, musieli tam pojechać obwodnicą. Po 10 minutach przejechali bramę. Dzieci bystro wyskoczyły z samochodu, rozglądając się dookoła. To co zobaczyli bardzo ich zdziwiło. Zobaczyli i usłyszeli, ponieważ w schronisku mieszkało kilkaset psów różnych ras, kolorów i wielkości. Czując i widząc obcych zaczęły szczekać i kręcić się niespokojnie po swoich klatkach. Rodzice wzięli dzieci za ręce i od razu poprowadzili w drugą, wąską alejkę. Tam, na samym końcu zobaczyli sobie znajomy widok, niedużego, młodego pieska, który przyjaźnie machał ogonkiem i z ufnością obserwował gości, wysuwając mordkę poza szczebelki klatki.
– Mamo! Krzyknęła Natalka.
– To ten łaciaty piesek, który śnił mi się dzisiaj w nocy!
– Czy to jest nasz Orkisz? Spytał błagalnie Bartek. Wesoły piesek przypadł dzieciom od razu do gustu, chcieli jak najszybciej uwolnić go z klatki i zabrać do domu.
– Tak. Potwierdziła mama. To jest właśnie ten piesek, którego wybraliśmy. Dzieci były przeszczęśliwe. Podeszły bliżej i delikatnie pogłaskały Orkisza po główce.
– Nie Bójcie się, on lubi dzieci, nie zrobi wam krzywdy. Po chwili podszedł do nich pracownik schroniska pytając czy zabierają dzisiaj pieska. Rodzice potwierdzili. Pan powiedział że za chwilę wróci z kluczem i poprosił ich o podpisanie dokumentów. Nie czekali długo, wrócił szybko i otworzył klatkę. Piesek jakby rozumiał, że znalazł nowych przyjaciół i nowy dom. Zachowywał się podobnie jak dzieci, nie ukrywał radości i pokazywał to na swój sposób. Machał radośnie ogonkiem i tulił się do nich.
– Tato, on jest cudowny. Powiedział Bartek, próbując wziąć go na ręce.
– Dzieci, założymy Orkiszowi smycz, on jest trochę zaskoczony, musimy go pilnować, już jest nasz.
Dla pieska to było coś nowego, jak powiedział im pan z którym poszli do biura, spędził w schronisku kilka miesięcy. Jego właściciel przyprowadził go tutaj ponieważ musiał wyjechać do pracy za granicę. Prosił pracowników, żeby jego pupil trafił kiedyś w dobre ręce, do dobrej rodziny. Tak się stało. Dzieci były zachwycone, to był pierwszy piesek w ich rodzinie. Wiedzieli, że ani mama, ani tata, też nigdy nie mieli żadnego zwierzątka w domu.
Rodzice podpisali dokumenty i po chwili wszyscy siedzieli już w samochodzie. Przyjechali tutaj w czwórkę, wyjeżdżali piątkę. Ich rodzina powiększyła się dzisiaj, o wspaniałego, małego przyjaciela. Dzieci wzięły go na kolana i od razu wiadomo było że szybko się z nim zaprzyjaźnią. Piesek rzeczywiście miał biało szare łatki i zachowywał się tak, jakby znali się od dawna.
– Od dzisiaj jesteś Orkisz. Bartek próbował mu wytłumaczyć, że takie imię właśnie mu wybrali. Wyjechali ze schroniska i zaparkowali przy dużym markecie.
– My z tatą pójdziemy kupić jedzenie dla Orkisza, zostańcie w samochodzie, to nie potrwa długo. Rodzice wyszli samochodu i tata zablokował pilotem drzwi.
– To co, tak jak się umawialiśmy? Spytał Bartek.
– Ale dzisiaj śpi u mnie! Odpowiedziała energicznie Natalka, patrząc błagalnie na brata.
– Nooo dobra, niech ci będzie. Zgodził się, wiedząc, że wcześniej, w domu pod drzwiami, umówili się, że Orkisz będzie spał na zmianę raz u niej, raz u niego w pokoju.
– Zobaczymy co powiedzą rodzice, a jak będą chcieli żeby Orkisz spał u nich? Natalka pokiwała smutno głową.
– Przecież wiesz, że to jest nasz piesek.
– Ciekawe kto będzie z nim wychodził do ogrodu, rano i wieczorem. Jesienią i zimą, jak będzie ciemno, to na pewno mama albo tata. Orkisz przestał się wierzgać, uniósł głowę, jakby przysłuchiwał się ich rozmowie.
– Zobacz, on wszystko rozumie. Stwierdziła Natalka i pogłaskała go, wierząc że to jest prawda. Kliknęło w drzwiach, to tata pilotem otworzył zamki. Podniósł drzwi bagażnika i wrzucił tam sporą paczkę. Po chwili rodzice wsiedli do samochodu i ruszyli w stronę domu.
– Jak tam nasz nowy przyjaciel? Spytała mama odwracając się na fotelu.
– Jest śliczny i grzeczny. Odpowiedziała Natalka.
– Wiesz mamusiu o czym rozmawialiśmy w domu? Bartek i ja chcielibyśmy aby Orkisz spał na zmianę raz w moim pokoju, a potem u niego.
– Jak wiecie kochani, nigdy nie mieliśmy pieska, ale z tego co wiem, chyba nie możemy go tak przenosić z miejsca na miejsce. Właśnie kupiliśmy z tatą dla niego wygodne legowisko, chyba będzie lepiej dla niego i dla nas wszystkich, jeżeli Orkisz będzie miał jedno, stałe swoje miejsce. Rozmawiałam o tym z tatą, kiedy wrócimy do domu, zadzwoni do swojego kolegi, który ma hodowlę psów i zajmuje się ich szkoleniem. Zobaczymy co on powie. Zgoda?
Dzieci spojrzały po sobie i pokiwały głowami, troszkę zasmucone.
– Musicie zrozumieć – mówiła dalej mama – że to jest zwierzątko, a my ludzie mamy inne zwyczaje. Nie martwcie się na zapas, Orkisz cały dzień może biegać po domu i ogrodzie. A tak naprawdę, żaden właściciel psa do tego się nie przyznaje, ale wszyscy doskonale wiedzą, że pieski i tak śpią z nimi, kładąc się na kołderkę w nogach. Ciekawa jestem kogo wybierze i do kogo przyjdzie spać nasz piesek. Może pozwolimy mu wybierać?
– To ja z nim porozmawiam. Zaśmiała się Natalka.
– Namówię go, żeby przychodził do mnie.
– O nie! Zaprotestował brat.
– To ja z nim pogadam, jak facet z facetem.
– Mamo!
– Dzieci uspokójcie się! Zakończył się spór tata, który właśnie otwierał pilotem bramę i po chwili wjechał do garażu. Bartek wyszedł pierwszy trzymając Orkisza na smyczy.
– Mogę mu pokazać ogród?
– Tak, idźcie oboje, pokażcie. Niech obwącha wszystko, niech się przyzwyczai. Wiecie przecież, że trzeba go będzie wyprowadzać wcześnie rano, żeby zrobił siusiu i kupkę. Dzieci pobiegły do ogrodu, chodziły pod drzewami i przy płocie. Orkisz z mordką przy ziemi i trawie poznawał nowy teren, miejsce gdzie miał zamieszkać ze swoją nową rodziną.
– Dzieci wracajcie już do domu, robi się chłodno. Usłyszeli głos mamy, która na chwilę otworzyła okno na ogród. Wbiegli do domu i zobaczyli w korytarzu, przed dużym salonem, okrągłe, miękkie legowisko. Miało dookoła spory rant, na którym Orkisz mógł oprzeć głowę. Mama zdjęła mu obrożę ze smyczą i położyła go w środku. Legowisko było kolorowe, tak jakby miało pieczątki z dużych psich łap. Piesek rozglądał się ciekawie dookoła i widać było że szybko się tu zadomowi, tym bardziej, że po chwili mama postawiła przed nim miseczkę z karmą i drugą, z wodą. Zjadł wszystko w mgnieniu oka, wesoło machając ogonkiem, na końcu popił. Wszyscy przyglądali mu się z ciekawością, ale musieli wrócić do swoich codziennych obowiązków.
– Ja idę do kuchni, a wy macie na pewno lekcje do odrobienia? Spytała mama i lekko popchnęła dzieci w kierunku schodów, aby usiadły do nich w swoich pokojach.
– O pieska się nie martwcie, niech sobie pobiega, poogląda. To jego nowy dom. Dzieci pomachały Orkiszowi i mamie rękoma i poszły na górę. Uczyły się dobrze i chętnie odrabiały zadania domowe. Codziennie jednak mama albo tata sprawdzali ich zeszyty i odpytywali. Bartek musiał na jutro nauczyć się wiersza na pamięć, a Natalka poznała nowe litery i znała już prawie cały alfabet. Dzień szybko minął, dzieci ucząc się zapomniały o swoim nowym przyjacielu, który pobiegał po domu i położył się w swoim legowisku. Wyglądało to tak, jakby nie wierzył w to co się stało, że ma nowych przyjaciół, nowy dom, dużo miejsca do biegania i do zabaw. Kilka miesięcy był zamknięty w klatce, rzadko był wyprowadzany na dłuższy spacer. Psów w schronisku było zbyt wiele, aby każdemu poświęcać dużo czasu. Często przychodziły tam dziewczyny i chłopaki, wolontariusze. To z nimi pieski wychodziły na spacery. Orkisz był oszołomiony, jego życie nagle się zmieniło, może bał się że to tylko sen i coś jeszcze zaprzątało jego małą, psią główkę. Ożywił się, kiedy zobaczył dzieci zbiegające po schodach. Zerwał się i pobiegł im naprzeciw. Zabrały go do dużego salonu. Mama skończyła pracę w kuchni i czytała książkę. Tata miał założone słuchawki i słuchał muzyki.
– O, jesteście! Lekcje odrobione?
– Tak, ja nauczyłem się wiersza i zrobiłem dwa zadania z matematyki. Tata zdjął słuchawki i uśmiechnął się widząc Orkisza, który próbował wskoczyć mu na kolana.
– No to słuchamy. Bartek stanął na środku i dumnie wyrecytował cały wiersz.
– Brawo synu, jeśli jutro tak powiesz w klasie przed panią, to masz piątkę.
– A ja już umiem pisać cały alfabet, potem pokażę zeszyt. Chwaliła się Natalka.
– Super, możecie teraz się pobawić.
– Hurra! Krzyknęły dzieci i próbowały namówić Orkisza żeby pobiegł z nimi. On jednak wygodnie ułożył się na kolanach taty i na chwilę tylko podniósł głowę, dając im do zrozumienia że jest mu tam dobrze.
– Idźcie, piesek niech się powoli oswaja, jak zechce to sam do was przybiegnie. Dzieci podeszły i pogłaskały go delikatnie patrząc mu prosto w oczy.
– Będziemy tam w drugim pokoju. Mówiła do niego Natalka, ufna, że Orkisz zechce się bawić z nimi. Pobiegli tam, gdzie mieli cały pokój dla siebie, w nim mnóstwo klocków, układanek, gier planszowych, lalek i innych zabawek. Mama miała rację, jak się okazało, bo Orkisz, gdy usłyszał ich wesołe głosy i śmiech, natychmiast zerwał się z kolan taty i żywo pobiegł do pokoju, gdzie się bawili. Tam już z nimi został aż do kolacji, robiąc dokładnie to co oni. Jak to młody piesek, ciekawiło go wszystko dookoła. Wąchał i brał do pyszczka klocki, a najbardziej przypadła mu do gustu mała piłka tenisowa, którą dał im tata. Biegał po całym pokoju wyrzucając jak najdalej, aby po chwili biec i złapać ją ponownie w małe, białe ząbki. Bawili się świetnie.
– Dzieci składajcie zabawki, za chwilę kolacja. Mama uchyliła drzwi i trochę przeraziła się widząc bałagan w pokoju. Uśmiechnęła się jednak widząc szalejące dzieci i rozbawionego Orkisza.
– Mamo! Już? Tak fajnie się bawimy.
– Tak, tak, widzę, ale robi się późno a jutro znowu wcześnie wstajemy. Nawet trochę wcześniej, bo trzeba pieska wyprowadzić do ogrodu.
– Mogę ja z nim pójść? Spytał Bartek.
– Rano tak synku, a teraz tata z nim wyjdzie bo już jest ciemno. Dzieci rozbawione niechętnie zabrały się do składania zabawek, Orkisz położył się na dywaniku obok i z ciekawością ich obserwował. Zerwał się nagle i wybiegł z pokoju. Dzieci tego nie słyszały i nie czuły, ale mama nasypała znowu do miseczki trochę karmy. Tak jak poprzednio schrupał ją szybko oblizując się ze smakiem.
– Biedny piesek, źle tam pewnie nie miał w tym schronisku, ale widać jakby się bał, że inny pies go uprzedzi.
– Dzisiaj był tam sam, w tej klatce, a pamiętasz ostatnio jak byliśmy, były jeszcze dwa inne, ciekawe gdzie się podziały…
– Ważne, że nasz Orkiszek jest z nami i już tak zostanie. Odpowiedziała tacie mama. Rodzice wiedzieli, że dzieci i oni z czasem przywiążą się do niego i będą go traktować jak normalnego domownika. Tak, jakby był członkiem rodziny.
Wkrótce usiedli wszyscy do kolacji. Orkisz biegał wokół stołu, czuł zapachy i na pewno jeszcze coś chętnie by schrupał.
– Dzieci – powiedziała mama – nie możemy przyzwyczajać pieska do tego, że będziemy go dokarmiać przy stole. On jest zresztą za mały żeby tu wskoczyć, ale tata rozmawiał o tym ze swoim kolegą i on tak mu doradził. Żeby nie dokarmiać pieska i wiecie co… Powiedział, że to jego legowisko powinno leżeć ciągle w jednym miejscu, to będzie jego miejsce, on się do tego przyzwyczai. A to czy będzie tam spał, czy wskoczy komuś do łóżka to już inna sprawa. Ciekawa jestem co zrobi dzisiaj…
– To ja wezmę kawałek kiełbasy do łóżka, na pewno przyjdzie do mnie. Bartek mówiąc to roześmiał się głośno.
– Tak nie można synku, wiem że żartujesz.
– A jutro nie będzie się nudził jak my pójdziemy do szkoły a wy do pracy?
– Nie, to tylko kilka godzin, potem wy wrócicie i będzie z wami pani Wiesia. Bartuś, ty jesteś starszy, prosimy cię abyś wyprowadzał go jak wrócisz ze szkoły. Tylko zakładaj mu obrożę i smycz i trzymaj mocno.
– Dobrze nie martwcie się, będę go wyprowadzał. Po kolacji, tak jak ustalili, tata wyszedł z Orkiszem do ogrodu. Kiedy wrócił dzieci leżały już w swoich łóżkach. Orkisz spokojnie położył się na legowisku i zapomniał o Bożym świecie. Było mu tu ciepło i dobrze. Dzieci szybko zasnęły, a kiedy się pobudziły od razu spoglądały na kołdrę, myśląc że piesek tam właśnie spał. Nie było go w pokoju Natalki i nie było go w pokoju Bartka. Oboje zbiegli na dół i zobaczyli, że mama krząta się po kuchni a tata spaceruje z Orkiszem po ogrodzie.
– Mamo, gdzie Orkisz spał, na legowisku?
– A, jesteście! Uśmiechnęła się do nich i od razu odpowiedziała na pytanie.
– Nie uwierzycie! Pospał trochę w swoim legowisku, potem pobiegł na górę. Tata po chwili poszedł za nim i zobaczył, że śpi w nogach u Natalki. To nie koniec! Po pół godzinie słychać było drapanie w podłogę. Nasz przyjaciel wyszedł od ciebie – mama spojrzała na Natalię – i jakby nigdy nic położył się u Bartka. Dzieci roześmiały się szczęśliwe.
– Ale ja spałam i nic nie pamiętam.
– Ja też spałem. Przyznał Bartek.
– Muszę wam powiedzieć że Orkisz obdarował nas po równo. Jak skończył się film i poszliśmy spać piesio zeszło na dół i położyło się z nami. Oboje z tatą zasnęliśmy i nie pamiętamy co dalej się działo, ale wyobraźcie sobie że rano leżał już w swoim legowisku. Dzieci kręciły głowami z niedowierzaniem.
– Kochany piesio. Bartek nachylił się i pogłaskał Orkisza który właśnie przybiegł i przysiadł obok jego krzesła.
Po chwili wszedł tata i usiadł z nimi przy stole.
– Wiecie, taki piesek to same zalety. Trochę trzeba się nachodzić, poruszać, a przy okazji pogadałem z sąsiadem, który też wyszedł ze swoim.
– Mamusiu dałaś mu karmę?
– Dałam, dałam córeczko, Nie martw się, będzie miał u nas dobrze.
– A kupimy mu taką kaczkę która kwiczy jak pies ją ściśnie zębami?
– A gdzie ty taką kaczkę widziałaś?
– No w tym sklepie, gdzie tata kupił karmę.
– Aaa, tam… I co będziemy słuchać jak Orkisz cały dzień dusi kaczkę? Roześmiali się wszyscy.
– Przecież jest dużo innych zabawek dla psów, jakieś kości do obgryzania, piłki. Odezwał się Bartek.
– Dobrze dzieci, może dzisiaj po obiedzie tam pojedziemy i coś dla niego znajdziemy, nie obiecuję jednak, że będzie, to ta piszcząca kaczka. Orkisz ciągle stał przy krześle Bartka i kręcił z niedowierzaniem głową.
– Chyba psina rozumie, że to o nim mówimy. Zauważył tata. Zjedli śniadanie i tak jak codziennie, dzieci poszły do szkoły, a rodzice do pracy. Po czterech lekcjach pani Wiesia czekała już na szkolnym korytarzu.
– Wie pani że mamy małego pieska w domu? Spytała spytała Natalka, zakładając kurtkę.
– Tak, wiem. Rodzice wczoraj dzwonili do mnie. Odpowiedziała z uśmiechem.
– I co, fajny ten piesek?
– Bardzo fajny, lubi się z nami bawić, jest bardzo śmieszny.
– Cieszę się, nie będziemy się nudzić w domu. Chwyciła oboje za ręce i wyszli ze szkoły. Szli trochę szybciej niż zwykle, bo dzieci chciały jak najszybciej być w domu i przywitać się z Orkiszem.
– Ale wam spieszno. Zdziwiła się pani Wiesia.
– Tak, bo on na pewno na nas czeka i za nami tęskni. Zapewniała Natalka. Rzeczywiście, kiedy otworzyli drzwi ujrzeli puste legowisko, ale już po chwili przybiegł do nich radośnie machając ogonem i podskakując na tylnych łapach.
– O jej! Jaki ty ładny jesteś! Stwierdziła ich opiekunka. Zdjęli kurtki i zanieśli tornistry na górę, za nimi pobiegł oczywiście ich pupilek, jakby domagał się zabawy, takiej, jaką mieli wczoraj.
– Idziemy się bawić? Pytała głośno ze swojego pokoju Natalka.
– Tak, już idę. Odpowiedział Bartek i chwycił pieska za dwie przednie łapki.
– Zobacz, on umie chodzić tylko na dwóch. Pokazał Natali, która uśmiechnięta schodziła już po schodach i wołała Orkisz, Orkisz! Oboje zeszli do pokoju z zabawkami i podobnie jak wczoraj rozłożyli na podłodze dużą grę. Bawili się i nawet nie zauważyli kiedy Orkisz wyszedł z pokoju i usiadł przy drzwiach wyjściowych. Pani Wiesia, która z nudów zaczęła sprzątać w kuchni i w salonie, wyjęła z szafki worek ze śmieciami i ruszyła do drzwi, żeby je wyrzucić do śmietnika. Nie wiedziała, czy Orkisz chcę wyjść, czy nie. Otworzyła drzwi i trwało to ułamek sekundy. Piesek wyskoczył na zewnątrz bez obroży i smyczy. Pani Wiesia nie przypuszczała że coś takiego może się wydarzyć. Orkisz natychmiast podbiegł do furtki, którą dzieci spiesząc się, zostawiły lekko uchyloną. Kiedy wyszła przed dom widziała tylko, że biegnie bardzo szybko w stronę ścieżki rowerowej.
– Orkisz! Wołała za nim kilka razy bardzo głośno, ale piesek nie zwracał na to uwagi, po krótkim czasie zniknął za zakrętem. Pani Wiesia wyrzuciła worek, wróciła bardzo zmartwiona i załamana do domu. Nie wiedziała jak to powiedzieć dzieciom, o tym co się przed chwilą stało. Nie mogła ich samych tu zostawić, pobiegła by za nim i być może w końcu by go złapała. Dzieci były za małe żeby zostawiać je same w tak dużym domu, bez opieki. Wyjęła z kurtki telefon komórkowy i zadzwoniła do ich mamy. Opowiedziała jej co się stało. Usłyszała prośbę, żeby została z dziećmi i nie denerwowała się, bo to nie jej wina, że pies uciekł.
– Orkisz! Gdzie jesteś? Usłyszała wołanie dzieci z drugiego pokoju.
– Pani Wiesiu, ja za chwilę przyjadę. Proszę dzieciom na razie nic nie mówić. Ja im to wytłumaczę. Wyłączyła telefon i poszła do pokoju gdzie się bawiły.
– Gdzie jest Orkisz? Spytała Natalka.
– Pewnie gdzieś biega po domu. Odpowiedziała pani Wiesia z trudem ukrywając zakłopotanie i poczucie winy. Dzieci jednak zajęte grą nie pytały więcej.
Po 20 minutach przed dom zajechał samochód. Rodzice nie weszli jednak do środka, poszli w stronę ścieżki rowerowej, tam dokąd pobiegł Orkisz. Mieli nadzieję że go znajdą, że nie uciekł daleko. Za zakrętem ścieżka była prosta i bardzo długa. Poszli tam, rozglądali się dookoła, wołali. Orkisza jednak już tam nie było.
– To dziwne, mam nadzieję że wróci, tylko co my dzieciom teraz powiemy…
– Chodź, wracamy, w końcu na pewno się odnajdzie, jestem tego pewien. Rodzice smutni wrócili do domu. Przywitali się z panią Wiesią prosząc ją, żeby nie miała wyrzutów sumienia. To stałoby się prędzej czy później. Przynajmniej przekonają się, czy sam do nich wróci.
– Oby tak się stało. Powiedziała prawie przez łzy.
– Proszę się tak nie przejmować i bardzo dziękujemy za opiekę nad dziećmi.
– Nie ma za co, to ja już pójdę. Wyszła mocno przybita tym co się wydarzyło. Rodzice weszli do pokoju, w którym bawiły się dzieci.
– Mama! tata! Już wróciliście z pracy?
– Usiedli oboje na krzesłach i opowiedzieli dzieciom o tym co się stało. Słuchały z niedowierzaniem, Natalka podbiegła do mamy i wtuliła się w nią, skrywając twarz.
– Przepraszam, to ja nie zamknąłem furtki. Powiedział Bartek smutno. Miałem wyjść z nim do ogrodu jak wrócimy ze szkoły, a my zaczęliśmy się bawić… Tata wstał i podszedł do synka. Objął go i mocno uścisnął.
– Tak się zdarza w życiu. Ja wierzę, że nasz Orkisz jest mądrym pieskiem i szybko do nas wróci.
– Mamusiu to prawda? Podniosła głowę Natalka. Tak córeczko, nie płacz, psy często wychodzą i uciekają, chodzą własnymi drogami, a potem wracają.
– Wiecie co? Zadzwonię do tego schroniska i spytam czy tam przypadkiem nie pobiegł, stąd ma prostą drogę. Ucieszyli się wszyscy i czekali na to, co w odpowiedzi usłyszą. Tata wziął telefon i wybrał numer.
– Dzień dobry. Przedstawił się, powiedział kim jest, i że wzięli wczoraj Orkisza ze schroniska. Przez dłuższą chwilę słuchał, w końcu wyłączył telefon.
– I co? Co powiedział?
– Na razie nie ma go tam, ale podał mi adres tego pana, który go w tym schronisku zostawił i wyjechał za granicę. Wiecie co mi jeszcze powiedział? Że on często jeździł rowerem albo chodził na spacery właśnie tą ścieżką rowerową i kto wie, czy Orkisz znając ten teren, właśnie nie pobiegł do niego, do jego domu. Ubierajcie się, pojedziemy tam, to niedaleko.
Dzieci pobiegły do przedpokoju, szybko ubrały buty i kurtki, po chwili siedzieli wszyscy w samochodzie i jechali w stronę domu, w którym kiedyś mieszkał poprzedni właściciel Orkisza. Droga prowadziła wzdłuż ścieżki rowerowej, tak jak mówił tata, nie było to daleko. Po drodze rozglądali się dookoła mając nadzieję, że ich piesek gdzieś tu biega. Zajechali pod wskazany adres, był to nieduży domek, przy głównej drodze. Otoczony był wysokimi krzewami, musieli wyjść z samochodu i otworzyć metalową bramę, żeby podejść pod drzwi. Na pierwszy rzut oka wydawało im się, że nikt tu nie mieszka, okna były zasłonięte, mimo że był to środek dnia. Tata na wszelki wypadek nacisnął dzwonek. Czekali długo, nikt się nie odezwał.
– Ten pan chyba mieszkał tu sam… Mama mówiąc to, rozglądała się dookoła.
– Orkisz! Zawołał głośno tata, ale bez przekonania. Przecież piesek na to swoje nowe imię na pewno jeszcze nie reagował. Postali dłuższą chwilę przed tym pustym domem i zrezygnowani ruszyli w stronę samochodu.
– Mamo, tato, zobaczcie tu! Bartek wybiegł szybko poza bramę. Był dużo niższy od swoich rodziców i między krzakami zauważył coś niesamowitego. Wszyscy ruszyli szybciej w stronę ulicy. Kiedy wyszli zza krzaków ich oczom ukazał się niezwykły widok. Obok samochodu, jakby nic się nie stało, leżał Orkisz, ale w takiej pozycji, jakby czekał na przebaczenie i chciał jak najszybciej ruszyć w ich stronę, aby się z nimi przywitać.
– Jest, jesteś psinko kochana! Orkisz wyczuł psim instynktem, że cała rodzina wybaczyła mu ten wybryk i pewnie gdyby mógł mówić, obiecał by w tej chwili, że nigdy więcej tego nie zrobi. Poderwał się w końcu machając ogonem z taką siłą że kołysał mu się cały tułów i skakał w górę robiąc dziwne półobroty.
– Zobaczcie jak się cieszy że nas widzi! Dopadli do niego wszyscy równocześnie ciesząc się, że znowu będą razem. Tata otworzył drzwi samochodu. Orkisz sam, bez zaproszenia wskoczył na tylne siedzenie. Zamknęli drzwi i ruszyli w stronę domu.
– Coś wam powiem, a nie powiedziałam wam tego wcześniej, po tej rozmowie z tym panem ze schroniska. On mi powiedział że Orkisz musiał być strasznie przywiązany do tego pana i widać było, że bardzo za nim tęskni. To dlatego dzisiaj uciekł i teraz kiedy się przekonał, że tego pana już tu nie ma, że już tu nie mieszka, cieszył się pewnie tak jak my, a może bardziej, kiedy nas zobaczył. Znał drogę do tego domu, ale kto wie czy z powrotem trafiłby do nas…
– Wszystko skończyło się szczęśliwie, jak w bajce. Dodała mama patrząc na Orkisza, który łasił się do dzieci, szczęśliwy, że znowu są razem. Już nigdy nie uciekał, chociaż biegał po ogrodzie i na zewnątrz bez smyczy. Wiedział, że to jest jego miejsce i nowy dom. O dawnym właścicielu szybko zapomniał.

Janusz Strugała
Wszystkie prawa zastrzeżone